piątek, 29 marca 2013

Rozdział 5.





Rozdział 5.

- Zoe, leniu, wstawaj! Już po 12!
- Mamo, jeszcze pięć minut... W końcu jest wolne, no!
- Ale dziś twoje urodzinki!
- No to... Że co? Dziś kończę 18 lat?
- Tak, wszystkiego...
- Mamo, błagam, nie teraz, złożysz mi życzenia wieczorem, to naprawdę ważne!
- Liam?
- Tak...
- Powodzenia, córciu. Dziś twój dzień.
- Dziękuję, mamo. - Ucałowałam ją. Co innego mogłam zrobić? Kocham moją mamę!
Kurde, 12:25! Mam jakieś... niecałe 6 godzin! Zdążę, spokojnie...
- Mamo? Nie widziałaś tej mojej sukienki? Czerwonej z kwiatami?
- Och, ona schnie na dworze, Amy ją ostatnio pożyczyła, zaraz przyniosę i sobie wyprasujesz.
- Dzięki! - Eh, czy moja młodsza siostra zawsze musi wsadzać nos do nieswojej szafy?
Gdy prasowałam sukienkę, usłyszałam dźwięk telefonu.
- Halo?
- Zo, jak nastrój?
- Dorothy, a jaki ma być? Mam 5 godzin, żeby zdążyć na lotnisko!
- Przecież masz tam kilometr, nie więcej!
- Ale muszę jakoś wyglądać, nie?
- No w sumie, racja... - Poczułam dziwny swąd w powietrzu. - O Boże, moja sukienka! - Rozłączyłam się. Przez telefon Di zapomniałam o sukience! Teraz widniała na niej wielka wypalona dziura.
- No nie!
Dobra, spokojnie, jest dopiero 13. Pożarłam szybko naleśniki i wpadłam jak szalona do pokoju Amy, od razu zauważając jej granatową sukienkę. Siła wyższa, musi się z tym pogodzić. Granat podkreślał błękit moich oczu. Jest dobrze. Jestem gotowa do wyjścia. 13:30. Pogoda była piękna. Słoneczko świeciło, przygrzewało, ptaszki śpiewały, piękny początek wiosny! Byłam mniej więcej w 1/4 drogi, gdy nagle ni stąd ni zowąd pojawiły się chmury. Ale nie takie kłębuszki, które poprawiają nastrój. To były czarne chmurzyska, przesłaniające całe niebo. Lunął deszcz. Czemu nie wzięłam parasolki? W ciągu kilku sekund przemokłam do suchej nitki. No nic, idę dalej! Liam, czekaj na mnie! Głupia, przecież mogę do niego zadzwonić!
Gdy wyciągałam telefon, potrącił mnie jakiś gostek. Nim się obejrzałam, wyrwał mi z ręki torebkę i popędził przed siebie.
- Hej! Oddawaj! Ludzie, on mnie okradł! - Oczywiście wszyscy byli głusi. No bo po co pomóc jakiejś laluni na środku ulicy?
Westchnęłam i spojrzałam na zegarek. 14. Spokojnie, mam czas. Szłam sobie dalej, gdy nagle wdepnęłam w coś. Dziwna breja. Błoto. Bleeee. Wyciągnęłam nogę. Kurde! Zżarło mi but! Fuck! Po co mam iść w jednym? Zdjęłam go i płacząc, ruszyłam przed siebie. Nagle z bliżej nieokreślonego miejsca wyskoczył wielki wilczur. Zaczął na mnie warczeć.
- Spokojnie, dobry piesek, przepuść mnie, ja idę po spełnienie swoich marzeń, dobrze?
Rzucił się w moją stronę. Wrzasnęłam. Złapał zębami za dół mojej sukienki i wyrwał mi wielką dziurę. No błagam! Boże, oszczędź mi tego! Pies uciekł, a ja, wyglądająca jak siedem, co ja gadam, siedemdziesiąt siedem nieszczęść, ruszyłam przed siebie. Jak to mawia Di: "Jeśli coś kochasz to walcz o to. Nieważne, czy to chłopak, czy kanapka z bekonem."
Nagle poczułam uderzenie z tyłu głowy. Zdążyłam zauważyć tylko jakiegoś zamaskowanego ktosia i straciłam przytomność.
Ocknęłam się w tym samym miejscu, jakieś 200 metrów od lotniska. Rozejrzałam się. Nie! Nie! Nie! Ciemność. Zegarek. 18:30. No błagam! Nieeeee! Ogarnęłam się, a raczej popatrzyłam na siebie z politowaniem i ruszyłam biegiem w stronę lotniska. Czułam straszny ból w kolanie. Co z tego? Liam, czekaj na mnie! Wpadłam na teren lotniska. Zobaczyłam odlatujący samolot. Samolot z Liamem. Nie! Rozryczałam się na dobre. Dokuśtykałam na jakąś ławeczkę, przez którą przewieszona była jakaś kurtka. Usiadłam i pogrążyłam się w rozpaczy. Mijali mnie ludzie, wiem, co myśleli. No bo w końcu, jak ja wyglądałam? Porwana sukienka, bez butów, fryzura rozwalona, siniaki na nogach, makijaż spływający po twarzy...
- Nic Ci nie jest? Jak ty wyglądasz? Co się stało?
Już miałam zamiar odburknąć temu komuś, żeby się odwalił, ale coś mnie tknęło i spojrzałam mu w twarz.
- Liam!
- Zoe? O Boże, jak wyrosłaś! I wypiękniałaś!
- Nie gadaj głupot!
- Ale ty jesteś taka piękna! - Pocałował mnie. Zawsze marzyłam o romantycznym pocałunku w deszczu. Może nie wyglądałam zbyt dobrze, ale... było cudownie!
- Liam... Przecież miałeś odlecieć tym samolotem...
- Zapomniałem kurtki i wróciłem. Widocznie to siła wyższa. - Uśmiechnął się i mnie przytulił. - Chodź do hotelu, przecież ty jesteś cała przemoknięta! Zapalenia płuc dostaniesz!
- Spokojnie, nie jestem małym dzieckiem...
- Dzieckiem nie, ale jesteś miłością mojego życia i nie chcę, żebyś musiała spędzić kolejny tydzień z łóżku!
- W sumie, mogę go spędzić w łóżku...
- Nieładnie! Pomyślimy o tym później, a teraz chodź, królewno. - Wziął mnie na ręce i ruszyliśmy w drogę. Zanim zasnęłam mu w ramionach, zdążyłam zarejestrować ostatkiem sił, że pocałował mnie w czoło i szepnął:
- Dotrzymałem słowa, kochanie. Wróciłem do ciebie.

8 komentarzy:

  1. Nie ma co! Czdowe! Świetne i wogóle!! To jest teraz mój najlepszy blog! Jak możesz go zawieszac!? Ale wiedz, ze i tak cie kocham! -nienormalna;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Znienawidzisz mnie za kolejny rozdział... Chyba...
    W każdym razie, zmienisz zdanie :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Eee.. Nienormalna ! *w ogóle. polszczyzna ;p Super, zaczekał, przyjechał :D Jak to? Zawieszasz. Nienawidzę Cię -,- i co bedzie w nastepnym rozdziale, że moja kochana nienormalna zmieni zdanie.?? ;0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja lubię niezadowolone anonimy!
      Na razie pilnie szukam weny, nie zawieszam. Jeżeli uda mi się coś wyskrobać do przyszłego piątku, to to wstawię. Jeśli nie, po prostu opuszczę chwilowo bloga, aż napiszę coś sensownego.
      Więc dziękuję Ci, niezadowolony anonimku!
      Powiem od razu, że następny rozdział jest pisany "na siłę", więc nie zdziwcie się, jeśli będziecie chciały mnie zamordować.
      Jeszcze raz dzięki, Anonimku :*

      Usuń
  4. Ale pech. Złodziej, błoto, deszcz, pies i to coś co ją zwaliło z nóg! xDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Awwwwww *.* Jak romantycznie, rozpłynęłam się na koniec tego rozdziału. ;o
    No ale szłam z nią na to lotnisko. Szłam. Wyrwano mi torebkę. Wdepnęłam w błoto. Byłam cała mokra i walczyłam z psem. Siedziałam przy niej aż się ocknie i popędziłam na to lotnisko. A Liaś czekał ♥
    Mai. ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozpływam się. Ten koniec.... To jest boskie. <3
    Vanilla ;*

    OdpowiedzUsuń