Niedźwiadki! Z wielką radością informuję Was, że chyba częściowo wróciła mi wena, bo jestem BARDZO zadowolona z tego rozdziału :3
Mam nadzieję, że Wam również przypadnie do gustu!
Kocham Was, RR
Rozdział 13.
[W końcu Zo :3]
- Pobudka, kochanie! - Z głębokiego snu wybudził mnie głos mojego ukochanego. Nawet szkoda. Właśnie wpadłam na pomysł nowego opowiadania. Di byłaby dumna. W końcu kiedyś nawet wydałyśmy razem powieść. Do dziś nie mogę uwierzyć, że "What the hell with my life?!" znalazło się na liście bestsellerów zarówno w Polsce, jak i w Europie. Miałyśmy zaledwie 15 lat, gdy jakiś wydawca przez przypadek znalazł naszego bloga i zaproponował nam współpracę. Pamiętam, jak przez tydzień nie mogłam spać z podekscytowania. Di wręcz przeciwnie, spała jak zabita. W końcu się zgodziłyśmy. Wybierałyśmy okładkę, układ graficzny, po prostu byłyśmy w siódmym niebie. Gdy zobaczyłyśmy "What the hell with my life?!" na półce w Empiku, myślałyśmy, że ze szczęścia zemdlejemy. Później przyszedł czas na ekranizację i... Na tym się skończyło. Film nie przyniósł zbyt dużych dochodów. Chciałyśmy napisać jeszcze coś, ale... Nie wyszło.
Teraz pomyślałam, żeby opisać historię dziewczyny, która w krótkim czasie spełnia swoje najskrytsze marzenie. Poznaje swojego idola. Coś jak ja i Liam. W końcu to nie zdarza się codziennie.
Otworzyłam oczy. Widok półnagiego Liama sprawił, że na mojej twarzy zagościł wielki uśmiech.
- Wszystkiego najlepszego, moja księżniczko. - No tak. Moje urodziny. Minął rok od spotkania z Liamem po latach. Jestem już dziwiętnastolatką. Jakoś mnie to nie kręci. Chodzi o to, że zawsze chciałam w tym wieku studiować medycynę, potem zostać lekarzem, a teraz? Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby narzeczona sławnego piosenkarza mogła w całości poświęcić się karierze. Ale przecież muszę coś robić. Vivian jest skrzypaczką, Vicky projektantką mody, Ali co prawda nie zajmuje się czymś na pełny etat, ale można powiedzieć, że jest matką. Tak, to dobre określenie. Pracuje jako matka. No bo co w końcu. Dorothy uparcie twierdzi, że jest profesjonalnym ziemniakiem, ale nie da się ukryć, że ma za sobą przygodę z gotowaniem. W końcu niecodziennie wygrywa się MasterChefa i nikt nie każe ci "oddać fartucha". Więc próbuje jakieś swoje przepisy, a Niall je ocenia. Taki związek doskonały. A co ze mną? Liam sobie śpiewa, jeździ w różne trasy, a mi pozostaje kiszenie się w domu i czytanie książek. Może wrócić do pisania? Ale zacznę coś nowego. Kryminał. Tak, to zdecydowanie coś dla mnie.
- Co ty dziś taka niemrawa? Wstawaj, mam dla ciebie niespodziankę!
- Co ty na to, żebym wróciła do pisania?
- Znowu? Co, marzy ci się nagłówek "Zoe Payne wraca po latach!"?
- Nie. Jeszcze zanim Payne.
- A masz jakiś pomysł?
- Tak. Mam już w głowie dosyć duży plan.
- Powodzenia. Wierzę, że uda Ci się wrócić na ten "szczyt". A nawet wyżej. Jesteś naprawdę utalentowana.
- Stwierdziłeś to po jednej książce?
- Nie. Po dwóch.
- Ale ja napisałam tylko jedną.
- A pamiętnik?
- Czytasz mój pamiętnik?!
- Raz czy dwa mi się zdarzyło...
- Liam! To jest prywatna rzecz!
- No proszę cię. I tak wiedziałem już to wszystko. Nawet o Simonie.
Simon. Nie, błagam, nie chcę o nim pamiętać. Nie zamierzam zaprzątać sobie nim dłużej głowy, więc powiem wam, że jako 12-latka zakochałam się w jednym chłopaku, przyrzekaliśmy sobie dozgonną miłość i inne takie bzdety, które mogą wpaść do głowy uczniom podstawówki. Potem z nim zerwałam, bo odkryłam, że dosyć długo babrał się z dragami. Gdy to zrobiłam, wpadł w szał. Zagroził, że jeśli jeszcze kiedyś mnie spotka, nie przeżyję tego spotkania. Kilka dni później zgarnęli go do poprawczaka. Niby jestem już bezpieczna, ale strach po tamtych chwilach pozostał. Nie wiem, jak Liam dowiedział się o tej historii.
- Skąd o nim wiesz?
- Kiedyś, gdy byłaś nieźle nawalona, zaczęłaś coś o nim bełkotać.
- Boże...
- Spokojnie, przecież on jest zamkniętym rozdziałem, prawda?
- Tak...
- No widzisz. To ubierz się i chodź, bo chyba nie chcesz wyjść do ludzi jedynie w bieliźnie?
- A nie podobam ci się?
- Jak dla mnie, to bez niej wyglądasz o niebo lepiej, ale nie chcę, by ktokolwiek inny mógł podziwiać ten widok...
- Zaczynasz się upodabniać do Hazzy.
- To przez zespół. Przecież mówiłem ci, że przez przypadek nawet załapałem irlandzki akcent od Nialla.
Po chwili Liam zawiązał mi na oczach przepaskę.
- Czy to konieczne? - nie lubiłam, gdy gasło mi światło.
- Tak. Ale nie bój się, zaraz ci ją zdejmę.
Po krótkim spacerze ujrzałam światło dzienne. Musiała minąć chwila, nim moje oczy znów przyzwyczaiły się do światła dziennego. Moim oczom ukazała się leśna polana. Nie przypominam sobie, by w pobliżu naszego domu był las... W każdym razie, na trawie leżał kocyk, zauważyłam też koszyk z jedzeniem i...
- Samochód?
- Tak. Wszystkiego najlepszego, Zo. Teraz nie musisz szukać podwózki u Di, gdy mnie nie ma.
- O Boże, Liam, nie musiałeś.
- Nie, proszę, tu masz kluczyki.
Pisnęłam ze szczęścia jak mała dziewczynka i od razu zaczęłam przeszukiwać najróżniejsze zakamarki mojego kabriolecika. Czerwonego kabriolecika, żeby nie było zbędnych pytań. Liam przyglądał mi się z uśmiechem. W końcu niecodziennie widzi się piszącą ze szczęścia dziewczynę, która znajduje się w połowie drogi między przednimi a tylnymi siedzeniami. Dzięki Bogu, że mój wielki tyłek zmieścił się w tym wąskim przejściu.
- Liam, naprawdę ci dziękuję... - pocałowałam go. Po dość długim czasie (czytaj: dobrej godzinie spędzonej na wymienianiu całusów i leżeniu w trawie) poczułam, że coś chodzi mi po nodze.
- Liam, mrówki! Koszyk! - Niestety, nie udało się uratować jedzenia, ale przynajmniej było miło. Liam pozwolił mi kierować samochodem w tej jakże długiej, stumetrowej drodze do domu.
[Vicky]
Od tamtego wieczoru, nie widziałam Charliego. Może to dobrze, może źle, nie wiem. Gdy zobaczyłam Shannon w łóżeczku, miałam ochotę wyskoczyć z radości na pięć metrów w górę. Postanowiłam skorzystać z pięknego dnia i wyszłam z małą na spacer.
- Vicky!
Odwróciłam się.
- Hej, Charlie.
- Wszystko już ok? Nie potrzebujesz wsparcia?
- Nie, dziękuję. Wszystko jest w najlepszym porządku. Dziękuję za troskę.
- To moja natura. Jaka piękna dziewczynka!
- To moja córeczka, Shannon.
Wtedy Charlie zauważył obrączkę na moim palcu.
- Och, masz męża... On wie o TYM?
- Nie i nie zamierzam go martwić. W końcu niedługo wyrusza w kolejną trasę koncertową...
- Vicky... Vicky... Jesteś Vicky Malik? - zrobił zdumioną minę.
- Tak. Dopiero teraz się domyśliłeś? Przecież pełno w prasie zdjęć, na których jestem z Zaynem.
- No, ale wiesz... Nieważne.
Spacerowaliśmy, rozmawiając. Jednak, bez mojej niezdarności żaden dzień nie może być udany. Nie zauważyłam wyrwy w chodniku i dosyć dziwnie upadłam.
- Vicky! Nic się nie stało? Coś cię boli?
- Nie... - spróbowałam wstać - Auuuu...
- Pokaż to... Jak nic, zwichnęłaś sobie kostkę. Poczekaj... - wyjął z kieszeni kilka rzeczy i zajął się moją nieszczęsną kostką.
- Ty codziennie nosisz w kieszeni te rzeczy?
- Wiesz, jestem lekarzem... To naturalne - uśmiechnął się.
Ponieważ każdy krok sprawiał mi niemiłosierny ból, Charlie wziął mnie na ręce i niósł, a ja jedną ręką pchałam wózek z Shannon. Musiało to ciekawie wyglądać.
W końcu dotarliśmy do mojego domu. Pozwoliłam mu położyć się na kanapie.
- Może zrobić ci herbaty? Albo skoczę do sklepu?
- Nie, dziękuję, naprawdę. - Wtedy usłyszałam płacz mojej córki. - Albo jednak... Mógłbyś?
- Jasne. Jestem najstarszy z rodzeństwa, mam wprawę w zmienianiu pieluch.
Po chwili było po wszystkim. Shann nawet się nie darła, to dziwne. Gdy tylko Zayn brał ją na ręce, wszyscy mogli wysłuchiwać niezwykłego koncertu wrzasków. Charlie podał mi malutką.
- Wróciłem! - Zayn pojawił się w drzwiach. Gdy zobaczył Charliego, zobaczyłam gniew w jego oczach.
- Kto to jest? - wskazał na mojego towarzysza.
- Jestem Charlie. Pomogłem pańskiej żonie...
- Nie obchodzi mnie to! Wynoś się z mojego domu! - dosyć bezceremonialnie wskazał mu drzwi.
- Zayn! Uspokój się!
- Uspokoić się? On dotykał mojej córki, a przez chwilę ciebie!
- Jezu, Zayn, to, że przy wręczaniu mi listów dotknie mnie listonosz, też uznasz za zagrożenie?
- Nie odzywaj się!
- Proszę nie podnosić na nią głosu, przecież do niczego nie doszło - Charlie próbował ratować sytuację.
- Wyp******aj, dupku! - rzucił się na Charliego.
- ZAYN! - Szybko się podniosłam, zapominając o kostce i po chwili leżałam na podłodze. Charlie próbował jednocześnie odpierać atak Zayna i mnie ratować, jednak przez to dostał w brzuch. Zatoczył się, ale po chwili znów musiał się obronić, bo w Zayna wstąpił demon. Udało mi się podnieść i z całej siły odepchnęłam Zayna od Charliego. Ten jednak, po chwili popchnął mnie na kanapę. Nie wiedziałam, co się z nim stało.
- Zostaw ją! - Charlie ze zdwojoną siłą popchnął Zayna, który wyleciał przez okno, wybijając szybę. Przez chwilę nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się stało. Po chwili podbiegłam do ramy okna. Zayna nie było. Usiadłam na kanapie i płakałam. Poczułam, że Charlie siada obok.
- Przepraszam. Nie chciałem. On cię popchnął. Chciałem tylko, by skupił się na mnie...
- To nie twoja wina, Charlie... Nie wiem, co w niego wstąpiło. On jest inny, zupełnie inny. - Popatrzyłam na Charliego. - O Boże, ty krwawisz! - Rzuciłam się w stronę apteczki. Po chwili nos mojego towarzysza został uratowany, a limo pod okiem z czasem zniknie.
- Byłaby z ciebie całkiem niezła pielęgniareczka. - zaśmiał się.
Również się zaśmiałam i zaproponowałam, żeby zrobić coś z tym szkłem, bo jeszcze jakieś zwierzę się na to nadzieje.
[Zo :3]
Przyznam, że kąpiel we dwoje jest ekologiczna. W końcu oszczędzamy wodę, itp., chociaż, porównując czas każdej pojedynczej kąpieli z naszą wspólną, to chyba niezbyt ekologicznie nam to wyszło...
Oglądaliśmy w szlafrokach "To właśnie miłość", gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Otworzyłam je, niczego nieświadoma. Zobaczyłam kobietę z kilkuletnim dzieckiem na rękach. Na początku nie skojarzyłam, z kim mam do czynienia, ale po chwili mnie oświeciło.
- Danielle?!
- Czy to konieczne? - nie lubiłam, gdy gasło mi światło.
- Tak. Ale nie bój się, zaraz ci ją zdejmę.
Po krótkim spacerze ujrzałam światło dzienne. Musiała minąć chwila, nim moje oczy znów przyzwyczaiły się do światła dziennego. Moim oczom ukazała się leśna polana. Nie przypominam sobie, by w pobliżu naszego domu był las... W każdym razie, na trawie leżał kocyk, zauważyłam też koszyk z jedzeniem i...
- Samochód?
- Tak. Wszystkiego najlepszego, Zo. Teraz nie musisz szukać podwózki u Di, gdy mnie nie ma.
- O Boże, Liam, nie musiałeś.
- Nie, proszę, tu masz kluczyki.
Pisnęłam ze szczęścia jak mała dziewczynka i od razu zaczęłam przeszukiwać najróżniejsze zakamarki mojego kabriolecika. Czerwonego kabriolecika, żeby nie było zbędnych pytań. Liam przyglądał mi się z uśmiechem. W końcu niecodziennie widzi się piszącą ze szczęścia dziewczynę, która znajduje się w połowie drogi między przednimi a tylnymi siedzeniami. Dzięki Bogu, że mój wielki tyłek zmieścił się w tym wąskim przejściu.
- Liam, naprawdę ci dziękuję... - pocałowałam go. Po dość długim czasie (czytaj: dobrej godzinie spędzonej na wymienianiu całusów i leżeniu w trawie) poczułam, że coś chodzi mi po nodze.
- Liam, mrówki! Koszyk! - Niestety, nie udało się uratować jedzenia, ale przynajmniej było miło. Liam pozwolił mi kierować samochodem w tej jakże długiej, stumetrowej drodze do domu.
[Vicky]
Od tamtego wieczoru, nie widziałam Charliego. Może to dobrze, może źle, nie wiem. Gdy zobaczyłam Shannon w łóżeczku, miałam ochotę wyskoczyć z radości na pięć metrów w górę. Postanowiłam skorzystać z pięknego dnia i wyszłam z małą na spacer.
- Vicky!
Odwróciłam się.
- Hej, Charlie.
- Wszystko już ok? Nie potrzebujesz wsparcia?
- Nie, dziękuję. Wszystko jest w najlepszym porządku. Dziękuję za troskę.
- To moja natura. Jaka piękna dziewczynka!
- To moja córeczka, Shannon.
Wtedy Charlie zauważył obrączkę na moim palcu.
- Och, masz męża... On wie o TYM?
- Nie i nie zamierzam go martwić. W końcu niedługo wyrusza w kolejną trasę koncertową...
- Vicky... Vicky... Jesteś Vicky Malik? - zrobił zdumioną minę.
- Tak. Dopiero teraz się domyśliłeś? Przecież pełno w prasie zdjęć, na których jestem z Zaynem.
- No, ale wiesz... Nieważne.
Spacerowaliśmy, rozmawiając. Jednak, bez mojej niezdarności żaden dzień nie może być udany. Nie zauważyłam wyrwy w chodniku i dosyć dziwnie upadłam.
- Vicky! Nic się nie stało? Coś cię boli?
- Nie... - spróbowałam wstać - Auuuu...
- Pokaż to... Jak nic, zwichnęłaś sobie kostkę. Poczekaj... - wyjął z kieszeni kilka rzeczy i zajął się moją nieszczęsną kostką.
- Ty codziennie nosisz w kieszeni te rzeczy?
- Wiesz, jestem lekarzem... To naturalne - uśmiechnął się.
Ponieważ każdy krok sprawiał mi niemiłosierny ból, Charlie wziął mnie na ręce i niósł, a ja jedną ręką pchałam wózek z Shannon. Musiało to ciekawie wyglądać.
W końcu dotarliśmy do mojego domu. Pozwoliłam mu położyć się na kanapie.
- Może zrobić ci herbaty? Albo skoczę do sklepu?
- Nie, dziękuję, naprawdę. - Wtedy usłyszałam płacz mojej córki. - Albo jednak... Mógłbyś?
- Jasne. Jestem najstarszy z rodzeństwa, mam wprawę w zmienianiu pieluch.
Po chwili było po wszystkim. Shann nawet się nie darła, to dziwne. Gdy tylko Zayn brał ją na ręce, wszyscy mogli wysłuchiwać niezwykłego koncertu wrzasków. Charlie podał mi malutką.
- Wróciłem! - Zayn pojawił się w drzwiach. Gdy zobaczył Charliego, zobaczyłam gniew w jego oczach.
- Kto to jest? - wskazał na mojego towarzysza.
- Jestem Charlie. Pomogłem pańskiej żonie...
- Nie obchodzi mnie to! Wynoś się z mojego domu! - dosyć bezceremonialnie wskazał mu drzwi.
- Zayn! Uspokój się!
- Uspokoić się? On dotykał mojej córki, a przez chwilę ciebie!
- Jezu, Zayn, to, że przy wręczaniu mi listów dotknie mnie listonosz, też uznasz za zagrożenie?
- Nie odzywaj się!
- Proszę nie podnosić na nią głosu, przecież do niczego nie doszło - Charlie próbował ratować sytuację.
- Wyp******aj, dupku! - rzucił się na Charliego.
- ZAYN! - Szybko się podniosłam, zapominając o kostce i po chwili leżałam na podłodze. Charlie próbował jednocześnie odpierać atak Zayna i mnie ratować, jednak przez to dostał w brzuch. Zatoczył się, ale po chwili znów musiał się obronić, bo w Zayna wstąpił demon. Udało mi się podnieść i z całej siły odepchnęłam Zayna od Charliego. Ten jednak, po chwili popchnął mnie na kanapę. Nie wiedziałam, co się z nim stało.
- Zostaw ją! - Charlie ze zdwojoną siłą popchnął Zayna, który wyleciał przez okno, wybijając szybę. Przez chwilę nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się stało. Po chwili podbiegłam do ramy okna. Zayna nie było. Usiadłam na kanapie i płakałam. Poczułam, że Charlie siada obok.
- Przepraszam. Nie chciałem. On cię popchnął. Chciałem tylko, by skupił się na mnie...
- To nie twoja wina, Charlie... Nie wiem, co w niego wstąpiło. On jest inny, zupełnie inny. - Popatrzyłam na Charliego. - O Boże, ty krwawisz! - Rzuciłam się w stronę apteczki. Po chwili nos mojego towarzysza został uratowany, a limo pod okiem z czasem zniknie.
- Byłaby z ciebie całkiem niezła pielęgniareczka. - zaśmiał się.
Również się zaśmiałam i zaproponowałam, żeby zrobić coś z tym szkłem, bo jeszcze jakieś zwierzę się na to nadzieje.
Przyznam, że kąpiel we dwoje jest ekologiczna. W końcu oszczędzamy wodę, itp., chociaż, porównując czas każdej pojedynczej kąpieli z naszą wspólną, to chyba niezbyt ekologicznie nam to wyszło...
Oglądaliśmy w szlafrokach "To właśnie miłość", gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Otworzyłam je, niczego nieświadoma. Zobaczyłam kobietę z kilkuletnim dzieckiem na rękach. Na początku nie skojarzyłam, z kim mam do czynienia, ale po chwili mnie oświeciło.
- Danielle?!
Ja....Cie... Jeszcze nie wiem co zrobię!! Wariatka! Ja nie mogę, coś czuje, ze będzie się działo!:D Ale jesteś czadowa!! Wiesz co sadze o rozdziale!!;d Kocham, czekam, pozdrawiam -nienormalna;*
OdpowiedzUsuńHah, kocham Cię, Agaciu :333
UsuńWiedziałam, że rozdział się spodoba, bo zawsze, gdy mam wenę po długiej nieobecności, to wychodzi "to coś", pamiętasz chyba rozdział 10 i słynny "kij w dupę"? xD
Rainbow o kiju to nie zapomnę chyba do końca życia!!;d Jak się nie pospieszysz z następnym to w poniedziałek na dodatkowych chyba Ci ten kij wsadze w tyłek!!U_U
UsuńI bardzo dobrze, że jesteś zadowolona, bo jest dobrze! Świetnie! :)
OdpowiedzUsuńFajny motyw z tym pisaniem. Skoro ma czas i taki talenicik to przecież nie może marnować ani jednego ani drugiego. ;D No a na tej polanie to musialo byc romantycznie, om *.*
Ah, i na koniec wspolna kapiel, tak? Zdecydowanie chodzilo o oszcdnosc i ekologie. Taka wersje przyjmijmy. ;D
A Malik? Jezu, to dziwne, ale jak on jest taki grozny i niebezpieczny to jest strasznie pociagajacy ;o Tak, wiem, jestem glupia. Ale no, taki Malik *.* Gdzie znowu uciekl? Czemu ja zostawia z malutka Shannon? Jestem na niego zla. Wariat -.-
A! I CO? I CO, ZOSTAWIASZ MNIE? W takim momencie? Wstydz sie. Co z ta Danielle? Pisz szybko bo chce wiedziec ;o
Buziaki, Mai <3
Rozdział postaram się napisać do przyszłego weekendu, chociaż każdy wie jak to u mnie z tymi obietnicami xD
UsuńJak ja się cieszę, że rozdział się podoba :333
No i dziękuję za zaobserwowanie :*
omg! WSPANIAŁE ! ;D podoba mi się
OdpowiedzUsuńNo widzę, ze natrafiłam na bloga, na którym ktoś ma wielki talent ...;D
Aż miło się czyta;)
Świetny rozdział.
Taki słodki ;)
Ach cudowne...;p
Ciekawe co dalej ;)
Pozdrawiam BELLA♥
_____________________
http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/
http://onedirection-bella-liamkowa.blogspot.com/
Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa. Może nie przesadzajmy z tym talentem, co? :P
UsuńA co do rozdziału, spróbuję go napisać dziś, ale jak już pisałam wyżej, każdy wie, że jak obiecuję, że rozdział będzie jutro, to wychodzi za dwa tygodnie :P
Życzcie mi weny, bo sama chciałabym go dziś napisać :3
Najwspanialszy rozdział na świecie ♥
OdpowiedzUsuńI świetnie wybrane zostały piosenki!
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział *.*
Jezu, dziękuję :333
UsuńJak ja się cieszę, że przybywa mi czytelników!
Dziękuję Ci :*